sobota, 23 listopada 2013

Secesyjne serce Imperium Scheiblera

Post o tym miejscu to była tylko kwestia czasu. Oczywistym jest, że musieliśmy tam wejść. Jeszcze bardziej oczywistym jest, że chcieliśmy się tym z Wami podzielić, mimo że temat był już poruszany na wielu łódzkich blogach i stronach.
Secesyjna elektrownia wchodząca w skład Imperium Scheiblera to prawdziwa perełka, która zasługuje na przypominanie o jej istnieniu przy każdej możliwej okazji.

Ale zacznijmy od początku.
Obiekt powstał w 1910 roku, a więc w czasach kiedy dyrektorem naczelnym oraz prezesem zarządu firmy był Karol Scheibler Junior (ur. 1862, zm. 1935), syn Karola Wilhelma. Były to trudne czasy dla łódzkiego przemysłu, gdyż 5 lat wcześniej miejsce miał wielki strajk robotników (na ulice wyszło około 100 tysięcy osób), który skutecznie unieruchomił część łódzkich fabryk. Inwestycja w tak potężną budowlę była dosyć śmiałym posunięciem.

Karol Scheibler Junior

Nowoczesną elektrownię zaprojektował łotewski inżynier budowlany - Alfred Frisch, zatrudniony od 1909 roku jako kierownik biura budowlanego Towarzystwa Akcyjnego Karola Scheiblera (zastępując Pawła Rubensahma, który był odpowiedzialny za projekt Nowej Tkalni powstałej przy skrzyżowaniu dzisiejszych ulic Kilińskiego i Tymienieckiego). Na budynek elektrowni składają się dwa budynki - maszynownia oraz kotłownia. Dzisiaj skupimy się na maszynowni.

 Teren elektrowni widziany od strony południowo-wschodniej.

Elektrownia zbudowana w stylu secesyjnym wraz z elementami wczesnego modernizmu to prawdziwa rzadkość, jest to jedyny taki budynek w całej Polsce. O secesyjnym rodowodzie elektrowni świadczą m.in. wykrój potężnych okien, połączenie kontrastujących czerwonych klinkierowych cegieł z białym tynkiem.


Elektrownia wyposażona została w dwa turbogeneratory o mocy 4 tys. KM. W tamtych czasach była to naprawdę potężna machina. Dla przypomnienia, dodamy, że pierwsza łódzka maszyna parowa zakupiona przez firmę Ludwika Geyera w 1839 roku miała moc jedynie 60 KM. W ciągu 70 lat postęp technologiczny był niesamowity!
Elektrownia pracowała aż do lat 90tych XX wieku zasilając sieć ogólnomiejską.

Kilka lat temu we wnętrzach elektrowni funkcjonowała ścianka wspinaczkowa "Stratosfera". Klimat towarzyszący wspinaniu się w wielkiej hali maszynowni był genialny. 12 metrów nad podłogą można było poczuć potęgę tego miejsca, ogrom przestrzeni.

W tym momencie obiekt stoi opuszczony. Na okolicznym terenie powierzchnie wynajmowane są rozmaitym firmom, ale sama elektrownia nie doczekała się zagospodarowania. Sporadycznie kręcone są tam ujęcia do filmów czy innych tego typu przedsięwzięć.

Zajrzyjmy więc do środka.

A prowadzą tam piękne zabytkowe, drewniane drzwi.


Po wejściu do środka naszym oczom ukazuje się sławna już klatka schodowa zdobiona secesyjnymi kafelkami.


Uwagę przykuwa też ładna poręcz.


Wchodzimy schodami na górę, mijamy kolejne drzwi i...


Piękny widok. Turbiny, mierniki, zegary, mnóstwo sprzętu. 100 lat temu to miejsce musiało zachwycać jeszcze bardziej.

Teraz trochę zdjęć sprzętu. Bez fachowego komentarza, ponieważ nie jesteśmy znawcami tematu :)

 
Oprócz małego hdru, czy coś rzuca Wam się w oczy?
Niestety, na potrzeby filmu kręconego m.in. w tej hali, maszyny zostały pokryte wapnem, przez co są ewidentnie bardziej białe niż normalnie. Jesteśmy tym faktem zażenowani. Niektóre z maszyn mają prawie 100 lat! Jak można tak traktować zabytki?


Maszyny wyprodukowała firma AEG.









Oprócz maszyn oko cieszą przepiękne, bogato zdobione schody.

Z których mamy pogląd na całą halę.

I te wielkie secesyjne okna :)




Warto zejść na dół, na mroczny poziom zero i zobaczyć pozostałości trzewi wielkich maszyn.







 Na tym kończymy wizytę w przepięknej secesyjnej elektrowni zakładów Scheiblera. A może trafniejszą byłoby powiedzieć w secesyjnej Królowej Łodzi?
Mamy nadzieję, że znajdzie się osoba z odpowiednim kapitałem i pomysłem, której uda się uratować to miejsce, gdyż póki co jej przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jedno jest pewne - z każdym dniem elektrownia jest w coraz gorszym stanie.

Tradycyjnie już, kończące post, zdjęcie grupowe.






czwartek, 14 listopada 2013

Łódzkie klatki #3

Łódzkie ślimaki można napotkać nie tylko w pięknych, wielkomiejskich kamienicach. Czasem trzeba zapuścić się w rejony, które na pierwszy rzut oka raczej odstraszają.
My dobrze wiemy, że często właśnie tam skryte są ciekawe klatki. Nie inaczej było tym razem. Na pewnym podwórku, w pewnej oficynie...


Lokatorzy byli bardzo czujni i kilka razy nawet otworzyli drzwi, aby sprawdzić czy na pewno nie kombinujemy czegoś złego.


A przecież my tylko chcemy popatrzeć :)

niedziela, 10 listopada 2013

Ostatnia zima?

Tereny osiedla im Motwiłła Mireckiego to bardzo wdzięczne miejsce na spacer i robienie zdjęć. Niepowtarzalny klimat osiedla zbudowanego w latach 1928-1931 pierwszego tego typu w Łodzi, mnóstwo detali z dawnych lat.


Podczas jesiennej wycieczki postanowiłem odwiedzić tereny gazowni należące do tego osiedla.
Pierwszy rzut oka na dwa budynki przy Srebrzyńskiej 77 i 79. Pierwszy był swego czasu gazownią, która obsługiwała osiedle. Drugi służył pracownikom gazowni za mieszkanie.



Niestety po wejściu do środka okazuje się że jest źle. Budynek po prawej częściowo pozbawiony jest dachu, ale mury jeszcze trzymają się dzielnie.


Tabliczka na budynku to w tym wypadku nie mrzonka.


Budynki szczególnie ten po lewej jest w tragicznym stanie i każda zima może skończyć jego żywot.




Na terenie dawniej był także zbiornik gazowy nr VI Był to zbiornik nr VI o pojemności 13600m3, ale zostało po nim łyse pole.

                                                               Tak to wyglądało kiedyś.





Szkoda że budynki o tak ciekawej architekturze na arcyciekawym osiedlu są pozostawione same sobie i skazane na zawalenie.

Więcej zdjęć wkrótce na Facebooku :)

czwartek, 7 listopada 2013

Łódzkie klatki #2

Kolejny łódzki, klatkowy "klasyk".
Kamienica piękna z zewnątrz, piękna również w środku, chociaż mocno zaniedbana. Broni się jednak genialnym klimatem.
Dudniący o parapety deszcz, miejski zgiełk w oddali, dobiegające z parteru odgłosy rozmawiającego ze sobą starszego małżeństwa i my, starający się nie zakłócić tej harmonii.



 

poniedziałek, 21 października 2013

W opuszczonych murach

Przyszła pora na pierwszy post dotyczący którejś z setek łódzkich fabryk.
Opisywany dzisiaj obiekt powstał w 1905 roku. Produkowano tutaj pończochy oraz skarpety. W szczytowym okresie produkcji firma zatrudniała 300 robotników, a także 23 pracowników biurowych i technicznych. 

 
Roczna wartość wytwarzanych materiałów wynosiła ponad 3 mln złotych. Po II Wojnie Światowej zakłady zostały znacjonalizowane. Wkroczmy więc w ich opuszczone mury...


Obiekt nie jest w najlepszym stanie, ale czego się można spodziewać, skoro od dobrych kilku lat nikt nie sprawuje nad nim pieczy. Część okien jest potłuczona, stropy w niektórych miejscach zarwane.


Widać jednak, że w czasach swojej świetności budynek mógł się podobać. Zdobione drzwi nawet dzisiaj wyglądają ładnie, a odchodząca z nich farba tworzy ciekawy efekt.

Na ostatnim piętrze uchował się mechanizm dźwigu, winda również znajduje się na miejscu, zawieszona pomiędzy piętrami.


Na jednym z pięter poznaliśmy nowego kolegę.

 

Widoki z fabrycznych okien nie powalają na kolana, gdyż zabudowa w okolicy jest raczej zagęszczona. Czasem trafi się widoczek na kawałek natury.


Za to widoki z dachu są już nieco lepsze..


Okoliczni writerzy nawet tutaj zaznaczyli swoją obecność.


Na koniec udaliśmy się do piwnic.






Nie jest to wielka fabryka, nie zachowało się w niej wiele sprzętów, ale mimo wszystko takie miejsca również są ciekawe i przyjemnie się je zwiedza. Każda fabryka to osobny rozdział w naszej łódzkiej historii.

Na koniec.



czwartek, 17 października 2013

Światełko w tunelu

Łódź była nazywana miastem tysiąca kominów. Do dzisiaj przetrwał zaledwie ułamek z tej liczby, gdyż wiele z nich po prostu przestało być potrzebnych i zakończyło swój żywot. Nadal jednak można spotkać te charakterystyczne dla naszego miasta punkty krajobrazu.

Co można z nimi zrobić? Można do nich wejść!


Oczywiście zachowując wzmożoną ostrożność. Zawsze istnieje ryzyko, że niepożądany obiekt wyląduje na naszej głowie, co może zakończyć się tragicznie.

Osmolone ściany, zapach, świst wiatru, niosące się echo - to wszystko tworzy niesamowity klimat.


Dla najodważniejszych, drogą na górę. My tym razem nie próbowaliśmy.

wtorek, 15 października 2013

Przyszpitalnie


Czas zacząć publikować zdjęcia z naszych wypadów. Na początek stosunkowo niedawno opuszczone miejsce, znajdujące się niedaleko Łodzi.

Na terenie znajduje się piękny komin, w zdecydowanej większości pokryty czerwonym bluszczem. Wygląda naprawdę ładnie, kolorowo górując nad okolicą.



Jest komin, jest i kotłownia. Prowadzi do niej podziemny korytarz. Wysokość wynosi tutaj około dwóch metrów, więc nawet duży explorer da sobie radę :)



Po wyjściu na górę naszym oczom ukazuje się taki widok. Hala kotłowni z ciekawą, łukową konstrukcją dachu, niestety w kiepskim stanie.

  

Sporo rur, specjalistycznych przyrządów, zaworów.




 A w pomieszczeniu obok...



Postanowiliśmy, że na tym nie poprzestaniemy. Znaleźliśmy wejście do kolejnego budynku. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że na miejscu jest mnóstwo sprzętu, który przydałby się niejednemu szpitalowi czy przychodni lekarskiej.

Znaleźliśmy 11 wózków inwalidzkich, w całkiem niezłym stanie.




Do tego całą masę łóżek, które dosłownie leżały piętrami w wielkiej sali.



Oraz chodzik inwalidzki.



Znalazł się także oldschoolowy aparat telefoniczny :)


Wypad można uznać za udany. Smuci nas jednak fakt, że na miejscu pozostało dużo sprzętu, który wydaje się nadal sprawny i mógłby posłużyć za wyposażenie dla biedniejszych ośrodków rehabilitacyjnych. Co poradzić...

Explorersi, zachęcamy do poszukiwań!
My niebawem wracamy, z kolejną porcją zdjęć.