Witajcie ponownie.
Okazało się z okazji chronicznego braku czasu rok na blogu nic się nie działo. Ale mam kaprys go reaktywować, a okazją jest tygodniowy urlop objazdowy po Europie. Zdarzyło się tyle więc warto to opisać, a noż widelec kogoś to zainteresuje :)
Wypad zaczął się dziwnie, bo zaczęliśmy go wizytą na Dniach Bolesławca, który jest blisko działki na której wypoczywaliśmy. Zjedliśmy frytki na straganie, posłuchaliśmy fałszujących pań w ludowych strojach i w drogę w kierunku Austrii. Czekało na ponad 6 godzin w aucie więc kawałek jest. Kierowca był niestety jeden (https://www.instagram.com/witek22323/ polecam obserwować) więc lekko nie było.
Pierwszy namiar miałem na miejscowość Feichtenbach. Miało tam znajdować się opuszczone sanatorium. Dojechaliśmy na godzinę 4 i mieliśmy jeszcze chwilę, żeby zdrzemnąć się w aucie.
Oczywiście dostałem opr od mojej dziewczyny Agaty za brak dokładnych kordów, ale nie znalazłem ich więc trzeba było szyć.
Po 3 godzinach drzemki zaczęliśmy szukać. Podjechaliśmy po wielką górkę i zobaczyliśmy sanatorium z góry. Punkt widzenia zakłócił naszą percepcję i zaczęliśmy błądzić po górkach i dołkach, z naciskiem na górki. Po 20 minutach wspinaczki po jakimś znaczonym szlaku przytomnie stwierdziliśmy, że nie może mieścić się za wysoko, bo jak by się tam wjechało autem. Okazało się, że byliśmy całkiem blisko, a lataliśmy po górach jak kretyni.
Samo sanatorium. Powstało w 1904 roku założone przez dwóch specjalistów od płuc Hugo Krausa i Arthura Baera.
Było to miejsce ekskluzywne z 90 łóżkami i pięknym wystrojem.
Głównymi pacjentami byli mieszkańcy Europy Wschodniej, ale zdarzali się goście z Ameryki Południowej. Mimo wysokich cen sanatorium miało bardzo duże obłożenie.
Wraz z dochodzeniem Hitlera do władzy zaczyły się mroczne czasy dla tego miejsca. Naziści postanowili stworzyć tam jeden z wielu ośrodków Lebensborn, które służyły do zapładniania i rodzenia aryjskich dzieci przez niemieckie kobiety. Szef SS Heinrich Himmler wymagał od swoich żołnierzy przynajmniej kilku nowych aryjczyków. Zresztą na dokumentach z sanatorium znalazło się wiele aktów urodzenia dzieci, których ojcem chrzestnym był szef SS.
A co się stało z założycielami.
Hugo Kraus gdy dowiedział się o planach przekształcenia sanatorium w Lebensborn podjął się próby samobójczej i zmarł 3 dni po niej.
Arthur Baer pod wpływem przesłuchań Gestapo zrzekł się praw do budynku i zmarł zubożały w Pardubicach na terenie Protektoratu Czech i Moraw gdzie zbiegł.
Po wojnie krótko w budynku przebywały niedożywione dzieci z Wiednia. Później budynek sprzedano i uległ przebudowie.
Przez lata budynek był zagospodarowany i modernizowany. Wybudowano m.in basen. Od 2002 roku nic się na miejscu nie dzieje. Budynek jest koszmarnie zniszczony. Zdjęcia, które znalazłem w internecie zachęcały do wizyty, ale niestety to już przeszłość. Mimo położenia w małej wiosce nie obronił się przed inwazją wandali.
Obiekty za granicą zwykle są lepiej zachowane, ale jak widać nie wszystkie.
Rekompensatą były genialne widoki na otaczające góry i to był największy plus odwiedzenia tego miejsca.
Następnym punktem miały być kolejne miejsca w Austrii. ale z racji logistyki zmieniliśmy plany i postanowiliśmy jechać na drugi punkt czyli Wenecje.
Droga była masakryczna. Temperatura rosła, a 9 godzin w aucie nawet w zimne dni to żadna przyjemność. Ale widoki były niesamowite.
Dojechaliśmy na miejsce ok godziny 21 i postanowiliśmy znaleźć nocleg. Z racji, że wypad był budżetowy i spaliśmy gdzie popadnie postanowiliśmy rozbić się na obrzeżach.
Nie jestem osobą wybredną więc skierowaliśmy się w nie uczęszczane okolice, które mieściły się koło terminalu kontenerów. Szybko zrezygnowaliśmy z tego miejsca ponieważ ulicę przekroczył szczur wielkości jamnika (tak to jest możliwe). Z braku innych opcji i zmęczenia stanęliśmy na pobliskiej stacji i poszliśmy spać. W środku nocy byliśmy mocno obserwowani przez gości stacji i przejeżdżających cyganów. Mogli się dziwić autu na polskich blachach z nogą wystającą przez okno.
C.D.N